"Ej k...wa! Nie po telefonie!" usłyszałem, kiedy tak na oko 12-13 letni sympatyczny młody człowiek z
Drukuj
Śmigus-dyngus to już nie to samo, co kiedyś

"Ej k...wa! Nie po telefonie!" usłyszałem, kiedy tak na oko 12-13 letni sympatyczny młody człowiek z niewielkim plastikowym jajeczkiem z wodą nieśmiało usiłował oblać swoją rówieśnice, dzierżącą w ręce dotykowego samsunga. I tak wygląda niestety w dzisiejszych czasach lany poniedziałek... A z powodu epidemii koronawirusa wygląda to jeszcze inaczej...

Będąc świadkiem tej sceny, uświadomiłem sobie, że z roku na rok lejących się wodą w wielkanocny poniedziałek jest coraz mniej. I chyba właśnie strach przed zalaniem elektroniki często wartej pół czy nawet całą średnią krajową, sprawia, że ten sympatyczny zwyczaj upada. A przecież kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej...

Jako mieszkaniec osiedla Pod Skarpą pamiętam dobrze najpierw walki między ekipami z poszczególnych bloków. W czasach, kiedy nie było jeszcze smartfonów, tabletów, Internetu i ustrojstw w rodzaju Facebooka czy Instagrama, a w domach co najwyżej nieliczni mieli Atari 65XE albo Commodore 64, nie bawiliśmy się w jakieś jajeczka czy plastikowe pistolety. Lało się uczciwie, jak Pan Bóg przykazał, na wiadra podkradzione mamie z łazienki. Im większe, tym lepsze. Wodę brało się z piwnicy, bo jakiś kran czy hydrant zawsze się tam znalazł: domofon był wtedy szpanerskim luksusem, więc wejść do klatki "zatankować" mógł każdy.

Nikomu się nie przepuszczało, najgorzej miały oczywiście dziewczyny (chyba, ze miały starszego i większego brata albo wysportowanego ojca...) i to nie ważne w jakim wieku. Jeśli były dobre z wuefu to dobrze, jeśli nie, no cóż... Bardziej cwani napastnicy wchodzili też na dach, albo z mieszkań rzucali w przechodniów napełnionymi wodą balonami (czasami to nie był balon, a polska gumowa myśl techniczna pod nazwą eros, kupowana w kiosku RUCH-u). Ale takie lanie to było jak teraz granie w gry na kodach, czyli lamerskie.

Kiedy już walki między mieszkańcami poszczególnych bloków nam się już znudziły a człowiek był cały mokry od stóp do głów, przychodził czas na rozgrywki międzyosiedlowe. Skarpa górna lała się ze Skarpą dolną. Potem już kilkudziesięciu chłopa szło na osiedle Kopernika, by tam zrobić powtórkę z rozrywki. Cała banda uderzała potem na osiedle XX-lecia a na koniec na wadowicki rynek. Potem szli wszyscy do domu, gdzie po awanturze o rozwalone albo zgubione w ferworze walki wiadro można było spokojnie zasiąść do obiadu. To były święta!

Z takiego śmigusa-dyngusa człowiek wyrastał mniej więcej z końcem podstawówki albo najpóźniej w okolicach początków szkoły średniej. Zbiegało się to mniej więcej w czasie z uświadomieniem sobie, do czego tak naprawdę służył kupowany w kioskach eros... Walkę na wiadra przejmowały wtedy młodsze roczniki.

Jak już pisałem, ten sympatyczny zwyczaj  przegrał chyba w starciu z masowo noszonymi telefonami komórkowymi i ostał się już  tylko w nieco okrojonej formie oblania szklanką wodą w sypialni tego domownika, który z całej rodziny najbardziej lubi pospać...

Inna sprawa to to, że wariacje pogodowe w ostatnich latach bardziej czasami skłaniają do naparzania się śnieżkami niż uczciwym obchodzeniem lanego poniedziałku. I tak właśnie technika i natura wygrały z tradycją...

 

 

MATERIAŁ ARCHIWALNY, AKTUALIZACJA (PONIEDZIAŁEK, 10 KWIETNIA 2023 08:00)

(Marcin Guzik)
(zdjęcie: Wikipedia)

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Ostatnie artykuły z kategorii Wydarzenia:

Nadleśniczy odwołany

Nad Jeziorem Mucharskim spłonął spory kawałek łąki

Mężczyzna spadł z drabiny. Wezwano śmigłowiec LPR

Uroczystości Wielkiego Tygodnia. Kierowców jadących przez Kalwarię czekają utrudnienia

Dziecko zatrzasnęło się w łazience. Interweniowali strażacy