W tegorocznej edycji odbywającego się co cztery lata od 1891 roku 1200 kilometrowego rowerowego ultrama
Drukuj
1200 kilometrów Paryż - Brest – Paryż na rowerze. Relacja, tudzież poradnik dla randonneursów

W tegorocznej edycji odbywającego się co cztery lata od 1891 roku 1200 kilometrowego rowerowego ultramaratonu Paryż-Brest-Paryż wzięli również udział kolarze z naszego regionu. Peleton Aquila Wadowice  wystawił największą z Polaków reprezentację. Przeczytajcie relację/poradnik.

Pierwsza edycja 1200-kilometrowego Paryż-Brest-Paryż odbyła się w 1891 roku. Ultramaraton ten jest wyczerpującym sprawdzianem ludzkiej wytrzymałości i zdolności rowerowych. Organizowane co cztery lata przez gospodarza Audax Club Parisien,  Paris-Brest-Paris Randonneurs  to najstarsze wydarzenie rowerowe, które wciąż odbywa się regularnie na otwartych drogach. Zaczynając od południowo-zachodniej strony stolicy Francji, podróżuje się na zachód 600 kilometrów do portowego miasta Brest nad Oceanem Atlantyckim i wraca tą samą trasą. Dzisiejsi rowerzyści (randonneur), chociaż nie jeżdżą już prymitywnymi maszynami używanymi sto lat temu po polnych drogach lub bruku, wciąż muszą stawić czoła trudnej pogodzie, niekończącym się wzgórzom i pedałowaniu przez całą dobę. 90-godzinny termin zapewnia, że tylko najsilniejsi kolarze zdobywają prestiżowy medal finiszera PBP i zostają włączeni do bardzo elitarnego grona rowerzystów, którzy pomyślnie przeszli to potężne wyzwanie. Obecnie nie jest to już konkurs dla profesjonalnych kolarzy wyścigowych (których wstęp jest teraz zabroniony), PBP przekształciło się w  randonnée  lub  brevet  dla wytrawnych amatorów w połowie XX wieku.

Tegoroczna 19. edycja zgromadziła rekordową ilość uczestników, na starcie stanęło 7 tysięcy randonneursów z kilkudziesięciu krajów, w tym około trzydziestu z Polski. Najszybszy z Polaków okazał się Bogdan Adamczyk, który ukończył wyzwanie z czasem 46h i 35 min. plasując się w ścisłej czołówce zawodników z całego świata. Peleton Aquila Wadowice wystawił największą ekipę z naszego kraju 5. zawodników. Najszybciej dystans pokonał Bogusław Porzuczek - 65h 52 min, następnie ma mecie kolejno pojawili się Filip Pasternak 71h 27 min., Robert Tatar - 75h 30 min. i Artur Byrski - 75h 45 min. Janusz Cepcer nie ukończył całości trasy, ale i tak pokonał zdecydowaną większość wykręcając ponad 900 km. W zgodnej opinii nas wszystkich udział w tym święcie kolarstwa dostarcza niezapomnianych wrażeń.

Na pierwszym miejscu trzeba powiedzieć o wspaniałej atmosferze panującej na trasie. To zasługa rzesz kibiców ustawiających się wzdłuż drogi, krzyczących, dopingujących, a i bardzo często zapraszających na kawę, herbatę i coś słodkiego. Po drugie klimat panujący wśród randonneursów. Wystarczy, że człowiek przystanie na chwilę by coś poprawić, a już ktoś się zatrzymuje z zapytaniem, czy potrzebujesz pomocy, wsparcia. No i po trzecie logistyka, której można pozazdrościć organizatorom. Trasa jest tak świetnie oznakowana, że można spokojnie jechać samemu i bez nawigacji. Duże dobrze widoczne strzałki są przed każdym skrzyżowaniem, na i za nim. Jeśli mimo to skręcimy w złą drogę to do 20 m pojawia się X informujący, że źle jedziemy. Same punkty są tak przemyślane, aby nie tworzyły się zatory. Ruch jest jednokierunkowy, wjeżdżamy na punkt, kolejno przechodzimy kontrolę, zostawiamy rower na parkingu i trafiamy na stołówkę (szwedzki bufet przyspiesza znacznie wydawanie posiłków), po wyjściu ze stołówki znów jesteśmy na parkingu, siadamy na rower i kręcimy dalej. Trasę poprowadzono terenami o małym ruchu samochodowym i w zdecydowanej większości dobrej jakości asfaltem. Jedyny minus, jaki moglibyśmy zarzucić organizatorom to start późnym popołudniem. Powoduje to, że wielu zawodników jest zmuszonych jechać przez trzy, a nawet cztery noce.

Teraz kilka słów o samej jeździe. Profil trasy jest wymagający, przypomina nieco nasze Pogórze Wielickie, czyli niekończące się podjazdy i zjazdy. Przez pierwsze około 250-300 km jedzie się w bardzo dużym peletonie, często ponad 100 kolarzy, trzeba bardzo uważać i być w pełni skoncentrowanym. Później część randonneursów kładzie się spać i tworzą się mniejsze grupki o podobnym tempie jazdy uczestników. W trzecią noc zdarza się, że pewne odcinki pokonujemy samotnie, co jest dużym zagrożeniem przy wyczerpanym i sennym organizmie.

Dużym błędem jest nastawianie się, że to Francja i będzie ciepło. Kilka dni przed startem prognozy wskazywały temperatury w nocy rzędu kilkunastu stopni. Okazało się, że temperatura spadła nad ranem do 5 stopni. Nikt z nas tego nie przewidział, musieliśmy improwizować np. zakładając reklamówkę pod kask, czy kawałki foli NRC pod ubrania. Wychłodzenie spowodowało, że znacznie spadła nam efektywność jazdy.

Sen, wydaje się, że kto, jak kto, ale ja dam rady nie spać. Kolejny błąd. Lepiej już w pierwszą noc położyć się choćby na godzinę, niż na siłę jechać przez 40 godzin non stop, by później doprowadzić organizm do wyczerpania i niebezpieczeństwa zaśnięcia w trakcie jazdy. Każdy z nas walczył z brakiem snu. Zdarzało się, że na sekundy traciliśmy świadomość i dopiero złapanie nierówności na poboczu wyrywało nas z letargu.  To był już ostatni sygnał, że trzeba się położyć spać. Zawsze warto to zrobić wcześniej na punkcie, niż na zimnym chodniku, czy w mokrej trawie.

Oświetlenie, jest sprawdzane przez organizatorów, więc bez właściwego i tak nie wystartujemy. Trzeba mieć min. jedną przednią i dwie tylne lampki oraz kamizelkę odblaskową (dostajemy ją w pakiecie). Warto zabrać mocnego powerbanka, który podładuje nam sprzęt przez trzy doby.

Jedzenie, jest go aż nadmiar na punktach, niestety płatne i to nie mało (np. puszka coli 2 euro). Więc, zabieramy koło 100 euro i to spokojnie wystarczy, lub wyposażamy się w większe sakwy i wszystko wieziemy ze sobą. My mieliśmy, ten komfort, że na 4 punktach mieliśmy dostęp do naszego auta.

Przyjazd, warto być z dwa dni wcześniej by się wyspać i oczywiście mieć czas na zwiedzenie Paryża, z czego nie omieszkaliśmy skorzystać.

Podsumowując Paryż - Brest - Paryż to impreza, którą zdecydowanie polecamy wszystkim kolarzom jeżdżącym dystanse ultra. Warto tu być nie dla wyniku, ale przede wszystkim by poczuć prawdziwego ducha randonneursów.

Na koniec chcemy szczególnie podziękować sponsorowi naszego wyjazdu francuskiej firmie MC ENERGY producentowi napojów Crazy Tiger, bez której pomocy finansowej nie wyobrażamy sobie udziału w tym wydarzeniu. Olbrzymią przysługę wyświadczył nam też kolega klubowy Andrzej Piątkowski, który był naszym kierowcą, fotografem i wsparciem technicznym na trasie.

 

(Bogusław Porzuczek/Peleton Wadowice)

 

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Ostatnie artykuły z kategorii Sport:

Na wadowickim pumptracku odbędzie się Puchar Polski

Przed wyborami burmistrz pochwalił się projektem nowej hali przy podstawówce na Kopernika

Polacy awansowali, na rynku będzie wielka strefa kibica?

Nowa siedziba Skawy Wadowice pnie się w górę. Kiedy będzie gotowa?

Izabela z Wadowic mistrzynią kraju w akrobacjach na drążku