- Opublikowano: 01 marca 2021, 17:55
- Komentarze: 18
Wadowice uczciły Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z tej okazji pod pomnikiem katyńskim na plantach złożono kwiaty. Tymczasem Sąd Okręgowy w Krakowie skazał 83-latniego Stanisława S. ze Stryszowa, fałśzywego "wyklętego" na rok więzienia i zwrot wyłudzonych od państwa pieniędzy.
Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” to polskie święto państwowe obchodzone corocznie 1 marca, poświęcone pamięci Żołnierzy Wyklętych: żołnierzom antykomunistycznego i niepodległościowego podziemia, ustanowione z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego na mocy ustawy z dnia 3 lutego 2011 roku. Data nie jest wybrana przypadkowo: 70 lat temu, 1 marca 1951 roku w więzieniu na warszawskim Mokotowie, po torturach i pokazowym procesie, władze komunistyczne rozstrzelały siedmiu członków niepodległościowego IV Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". Skazani byli kolejno podprowadzani na miejsce kaźni, a kat strzelał im w tył głowy. Właśnie rocznica tej zbrodni została wybrana do upamiętnienia wszystkich Żołnierzy Wyklętych.
W poniedziałek (1.03) Wadowie uczciły Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych złożeniem kwiatów pod pomnikiem katyńskim na wadowickich plantach. W uroczystościach wzięli udział poseł Filip Kaczyński, starosta wadowicki Eugeniusz Kurdas, burmistrz Wadowic Bartosz Kaliński, przedstawiciele władz miejskich i powiatowych oraz działacze społeczni.
To było prawdopodobnie ostatnie uczczenie żołnierzy niezłomnych w tym miejscu. W przyszłym roku 1 marca spotkamy się już na wadowickim cmentarzu komunalnym, gdzie obok cmentarza wojskowego powstaje właśnie Panteon Wyklętych. To będzie miejsce szczególnie poświęcone Żołnierzom Niezłomnym. Tam też będą pochowani Ci, których odnajdziemy na naszym terenie czy też poza granicami kraju. Pierwszym pochowanym tam żołnierzem najprawdopodobniej będzie porucznik Wojciech Stypuła, którego odnaleziono trzy lata temu na Litwie podczas poszukiwań przez pracowników Wydziału Poszukiwań i Inwentaryzacji IPN – poinformował burmistrz Bartosz Kaliński.
Za rządów PiS "Dzień wyklętych” stał się jednym z najbardziej hucznie obchodzonych świąt państwowych. Tymczasem wiele osób zwraca uwagę, że historia nie jest czarno-biała i różnie to z tymi "wyklętymi" bywa, bo piszą ja historycy a i często cwaniaczki. 17 lutego Sąd Okręgowy w Krakowie, skazał 83-letniego Stanisława M. ze Stryszowa na rok pozbawienia wolności z rocznym zawieszeniem i na zwrot wszystkich pieniędzy, które otrzymał od państwa za rzekomą walkę z komunistami. Nakazał też ogłoszenie wyroku w wydaniach regionalnych „Kroniki Beskidzkiej” i „Gazety Krakowskiej” co ma być przestrogą dla wszystkich próbujących fałszować historię i robiących za bohatera wśród lokalnej społeczności.
Stanisław M. w drugiej połowie lat 50. miał pistolet i z dwoma wspólnikami napadał na sklepy, listonoszy. Kradli, co się dało. Został złapany i przesiedział ponad 8 lat w więzieniach. W wolnej Polsce, kiedy poumierali świadkowie, poginęły dokumenty, swoje historie z walką z władzą ludową opisał w książce. W 2012 roku fałszywy "wyklęty" wystąpił do krakowskiego sądu o unieważnienie wyroku z 1959 roku, ponieważ miał zostać skazany za przynależność do tajnej organizacji Polska Walcząca, w której działał przez pięć lat i nie za kradzieże rabunkowe a walkę z komuną. Na procesie znaleźli się nawet świadek obecnie nieżyjący, który potwierdził wersję Stanisława M. Sąd w to uwierzył unieważniając wyrok. "Wyklęty" ze Stryszowa wystąpił o wypłatę odszkodowania i zadośćuczynienie. W sumie skarb państwa wypłacił mu 355 tysięcy złotych, zaś sam Stanisław M. domagał się 3,78 miliona złotych. Występował również na okolicznościowych obchodach w powiecie wadowickim, chwaląc się kombatanctwem.
Kiedy jednak w 2018 roku złożył wniosek w Urzędzie ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych o przyznanie mu uprawnień kombatanckich przysługujących ofiarom represji okresu wojennego i powojennego, krakowski IPN przeprowadził dokładne rozpoznanie "wyklętego" i okazało się, że wszystko co mówił było bujdą na resorach. Zawiadomiono więc prokuraturę, która zebrała dowody na popełnienie przestępstwa i konieczność zwrotu przez Stanisława M. niesłusznie wypłaconych pieniędzy.
Niektórzy zwracają uwagę, że takich "wyklętych" jak Stanisław M. ze Stryszowa z roku na rok przybywa coraz więcej...
(MG)
WadowiceOnline.pl
Ostatnie artykuły z kategorii Polityka:
Trwa cisza wyborcza przed drugą turą wyborów samorządowych
W niedzielę wyborcza dogrywka w Andrychowie, Kalwarii i Spytkowicach
W Kalwarii druga tura a tu ktoś ukradł banery kandydata
Maciej Koźbiał dostał się do Sejmiku. Powiat wadowicki będzie reprezentowało dwóch radnych
To najmłodszy radny Rady Powiatu wadowickiego. Przed wyborami było o nim głośno
Komentarze
Chwała Bohaterom pozdro
- 1. Stanisław Matuszyk, bo o nim mowa w artykule; https://www.tygodnikprzeglad.pl/falszywy-wyklety/, nie był żadnym Żołnierzem Wyklętym. Uczynili go nim ci, którzy go czcili i wynosili pod niebiosa - choćby wnuk tewusa.
- 2. Podaj konkrety, a nie na zasadzie jedna przekupka drugiej przekupce coś tam na jarmarku szepnęła
A był tam spasiony histeryk michał????
Oczywiście! Nie mogło zabraknąć takiej wybitnej persony!
Cytuję śmieszni:
Nie Wadowice uczciły, co najwyżej wadowicki pis. Garstka ludzi tam była, parę pisiorów co się budzą jak trzeba się pokazać pod pomnikiem i paru harcerzy. Tyle warte to "święto".
A był tam spasiony histeryk michał????
Oczywiście! Nie mogło zabraknąć takiej wybitnej persony!
czyli już zdradził Brynkusa i przytulił się do burmistrza
z KART HISTORII.
"Minął rok, kiedy opisałem zaledwie kilka zbrodni „żołnierzy przeklętych”, grasujących po II wojnie światowej na Ziemi Wadowickiej.
Zbrodni nie tylko udokumentowanyc h, ale pamiętanych po dzień dzisiejszy. I nie tylko przez rodziny ofiar naszych rodzimych bandytów.
Przez podkomendnych „Mściciela” /”Granita”/ również.
Bo materiał swój oparłem o relację ludzi, a nie jak próbują kombinować obrońcy tamtych zbrodni, książkę Wałacha….
I może nie wróciłbym jeszcze dzisiaj do tematu, gdyby właśnie nie ten jakiś fanatyk, który przesłanym mailem /powyżej/ zarzucił mi „przepisanie” książki Wałacha.
A przecież już wówczas napisałem, że swoją relację opieram na rozmowach z ludźmi…
Dzisiaj dodam, że nie tylko z rodzinami ofiar.
Z żyjącymi jeszcze członkami bandy „Mściciela” też…
Bo nie jest prawdą, że ich już nie ma…
Oni są, jeszcze, chociaż w wielu przypadkach powoli dobiegają już „setki”, żyją pośród nas pełni przerażenia wyniesionego z przeszłości oraz strachu…
Po prostu, tak jak wtedy, tak i dzisiaj boją się o swoje życie, chociaż tak naprawdę każdy z nich stoi już na krawędzi własnej mogiły…
Dla kogoś, kto do tych ludzi, zapomnianych, cichych, pełnych wyrzutów sumienia, nie dotarł, kto z nimi nie rozmawiał, Wądolny, Spuła i im podobni nadal będę „bohaterami”…
Tak jak są „bohaterami” dla IPN i układu rządzącego krajem…
A dla mnie na zawsze będą zbrodniarzami, mordującymi niewinnych chłopów z okolicznych wsi i to bez żadnych skrupułów, za przysłowiową… kromkę chleba.
Tylko jeen świadek tamtych dni-01Widoczne na fotografii cztery kasety wideo oraz osiemnaście kaset magnetofonowych , to dokument video oraz audio z kilkudniowych rozmów i tylko z jednym podkomendnym Mieczysława Wądolnego…
A dane było mi rozmawiać z trzema…
I te sześć godzin relacji filmowej oraz dwadzieścia jeden godzin relacji dźwiękowej, to nie tylko przerażająca historia zbrodni, ale też historia w całości potwierdzona materiałami zarejestrowanym i z kolejnymi dwoma moimi rozmówcami…
Tu dodam, że żaden z tych trzech mężczyzn nie wiedział o moich kontaktach z pozostałymi.
Każdy był przekonany, iż dotarłem tylko do niego.
Myślę, że warto tutaj też dodać, iż o rozmowę z pierwszym moim rozmówcą zabiegałam ponad trzy lata i przez cały ten okres silniejszym od konieczności oddania prawdy historycznej był… strach.
Ci ludzie, pomimo iż minęło tyle lat od tamtych zbrodniczych wydarzeń, nadal bali się mówić…
I bali się nie tej tragicznej prawdy, ale o swoje życie…
Co wcale mnie nie dziwiło.
Bo przecież ciągle świeża jest historia zamordowania Aleksego Siemionowa i to na kilka dni przed ujawnieniem przez niego przed wadowickim sądem prawdy o przeszłości „bo/c/haterstwa ” jednego z pookupacyjnych zbirów, który sam sobie stawia pomniki „chwały” i cieszy się uznaniem prawicowej władzy…
Co prawda dałem słowo, że wszystko co mi powierzono, aby prawda o tamtych dniach nie została zapomniana, opiszę dopiero po śmierci moich rozmówców…
Jednak nie podając ani nazwisk, miejsc, ani danych, które pozwoliłyby na rozpoznanie moich rozmówców, przybliżę jedną z wielu okrutnych zbrodni Wądolnego i tylko dlatego, aby cwaniaczki zarzucające mi „zżynanie” z Wałacha, odnaleźli w jego książce opis tego wydarzenia…
„… Był przełom listopada i grudnia 1946 roku. Wiem, że była to środa. Zaszliśmy do chałupy wdowca (…) w (…). Po śmierci żony został z dziewiątką dzieci. Najstarsza córka (…) miała 21 lat. Mietek wiedział, że (…) ma w stajni krowę i dorodną świnię. I wtedy dowiedzieliśmy się, że to ta świnia jest celem naszego napadu na chałupę (…). jak już Mietek zażądał wydania mu świni, (…) powiedział, że nie może, bo przecież zima idzie, a on ma dzieci, musi je wykarmić. Wtedy Mietek z gromady dzieci ściśniętych w kącie izby za włosy wyciągnął (…), tę najstarszą córkę (…) i powiedział, że ją zabije. (…) myślał, że to tylko jakiś ponury żart jest. Ale to nie był żart. A był z nami wtedy pierwszy raz na akcji (…), młody, miał dopiero 19 lat. Mietek wyciągnął z kabury swoje Parabellum i właśnie jemu dał, wydając rozkaz zastrzelenia córki (…). (…) najpierw się wzdrygnął a potem, pamiętam jakby to było wczoraj powiedział: „Dowódca żartuje. Za co, przecież ona niczemu niewinna”. I to był jego koniec. Mietek odebrał mu pistolet i strzelił zaraz nad prawym uchem (…). Kiedy (…) leżał już nieżywy na środku izby Mietek oddał Parabellum mnie. Nic już nie mówił. Wiedziałem co mam zrobić, żeby żyć. Do dzisiaj mam przed oczami tamten dzień, przerażonego (…), jego zamordowaną najstarszą córkę, która pomagała zajmować się resztą dzieci i (…), który za to, że wierzył w sprawiedliwość zginął z ręki Mietka. Nonie, że okrutne, straszne?”.
Kiedy zapytałem, co było dalej, mój rozmówca zakończył krótko…
„Świnię i tak zabraliśmy. Kiedy odchodziliśmy Mietek kazał (…) pochować córkę i (…) i kazał nigdzie nic nie zgłaszać, bo jak nie to przyjdzie i zabije ich wszystkich. Uwierz mi, że ani jeden kawałek mięsa z tej świni nie przeszedł mi przez gardło”.
Podoba się wam to „bo/c/haterstwo ” Wądolnego?
Bohatera IPN i różnego rodzaju Korkucio-Ptaków?
A to tylko jeden z epizodów z opowieści członków bandy „Mściciela”, samozwańczego bojownika o…
No właśnie, o co?
Bo nie o wolność i ideały Armii Krajowej, która już w tym czasie została rozwiązana /19 stycznia 1945/…
Ze zbiorów IPNBojownika fikcyjnej Armii Polskiej w Kraju, gdzie jedyną legalną organizacją wojskową było już tylko… Wojsko Polskie.
To samo, które przeszło m.in. cały szlak bojowy, aby wspólnie z Armią Czerwoną pokonać faszyzm i zawiesić biało-czerwoną flagę na Bramie Brandenburskiej w Berlinie.
A takie fikcje literackie, jakie opisują Korkuć z Ptakową, można swobodnie między bajki włożyć…
Podobnie jak fakt, że „… tego typu materiały powinny być w zasobach IPN”…
Bo tam mają to, co odpowiada ich polityce i prawie nigdy nie ma potwierdzenia w historii…
Wszak tę tworzyli ludzie…
Ci sami, z którymi po wielokroć rozmawiałem…
A oni, ci z IPN, opierają się na dokumentach, które – jak w przypadku Wądolnego – ten po wielokroć sam sobie fałszował…
Więc, żeby nikogo nie kusić, ja swój zbiór materiałów dotyczących historii tamtych lat, a nie fikcji literackiej tworzonej na potrzeby polityczne grupy fanatyków, którzy z historią mają tyle samo wspólnego co wadowicki pseudo „historyk” nazwisk dwojga po liceum, trzymam z dala od swojego miejsca zamieszkania, w miejscu bezpiecznym i znanym tylko dwóm osobom…
Z których jedną jestem… ja sam.
Bo nie chcę dzisiaj jeszcze ani ujawniać moich rozmówców, ani pozbyć się dowodów, które zamiast orderami powinny skutkować dla tych bandytów /tylko/ pośmiertnym… napiętnowaniem.
Dlatego od przyszłego roku, w dniu 1 marca będę czcił pamięć Ofiar „żołnierzy przeklętych”.
Ot, jak zrobiłem to właśnie dzisiaj, oddając hołd 21. letniej córce i siostrze ośmiorga rodzeństwa oraz 19. latkowi, który uwierzył bandycie Wądolnemu…"
http://www.wadowita24.pl/wp-content/uploads/2016/03/Ze-zbior%C3%B3w-IPN.jpg
http://www.wadowita24.pl/dzien-pamieci-o-gwalcicielach-i-mordercach/
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI !!!
WSTYD I HAŃBA JEST ABY TERAZ JAKĄŚ Oddział obrony terytorialnej nazwać granit na cześć bandyty. Hańba
Oświadczenie Oddziału IPN w Krakowie w związku z nierzetelnym artykułem Tygodnika Przegląd pt. Fałszywy „wyklęty”
Tygodnik Przegląd opublikował tekst autorstwa Leszka Konarskiego pt. Fałszywy „wyklęty” (nr 9/2021 i wydanie internetowe od 22 lutego 2021 r.), zawierający nieprawdziwe informacje i krzywdzące dla Instytutu Pamięci Narodowej stwierdzenia. Wbrew temu, co napisał autor artykułu, IPN nie miał żadnych związków ze skazanym Stanisławem M., nie zdołał on także oszukać – jak twierdzi L. Konarski – pracowników Instytutu. Ponadto postawione w tekście tezy o rzekomej zbrodniczej działalności oddziału por. Mieczysława Wądolnego „Mściciela” nie mają nic wspólnego z prawdą historyczną.
17 lutego 2021 r. Stanisław M. został skazany przez Sąd Okręgowy w Krakowie na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Sąd stwierdził, że Stanisław M. wyłudził odszkodowania za represje, których miał doznać w związku ze zbrojną walką o wolność i niepodległość Polski, rzekomo prowadzoną przez niego w latach 50. XX wieku, w okolicach Stryszowa koło Wadowic. Stanisławowi M. nakazano zwrot wszystkich kwot zasądzonych wcześniej na jego rzecz oraz opublikowanie w lokalnych gazetach informacji o orzeczeniu sądu.
Autor artykułu minął się z prawdą, opisując zeznanie, które przed sądem złożył naczelnik Oddziałowego Archiwum IPN w Krakowie (błędnie określany w tekście L. Konarskiego jako „dyrektor krakowskiego archiwum”). Pracownicy IPN ani nie przyznali się do błędu, ponieważ w tej sprawie żadnego błędu nie popełnili, ani nie zostali przez Stanisława M. oszukani. Wręcz przeciwnie, Stanisław M. stanął przed sądem po zawiadomieniu złożonym przez Instytut.
Na wniosek Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanyc h, Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie przeprowadziło kwerendę oraz zgromadziło dokumenty, które wskazują niezbicie, że w latach wcześniejszych sądy oceniające działalność Stanisława M. zignorowały lub błędnie zinterpretowały wiele faktów i okoliczności. Naczelnik Oddziałowego Archiwum IPN w Krakowie mówił o tym wyraźnie, składając zeznanie przed Sądem Okręgowym w Krakowie, dlatego twierdzenia L. Konarskiego wzbudzają co najmniej zdziwienie.
To nie IPN został oszukany, lecz sądy, które w latach wcześniejszych wydawały wyroki w sprawie rzekomej działalności niepodległościo wej Stanisława M., mimo braku jakichkolwiek dowodów w archiwum Instytutu. Pełna dokumentacja tych postępowań przekazana została do zasobu IPN i jest dostępna dla badaczy oraz dziennikarzy. Bylibyśmy ukontentowani, gdyby Redaktor Naczelny Tygodnika Przegląd poinformował o tym autora tekstu.
Twierdzenia L. Konarskiego, że Stanisław M. nawiązał współpracę z IPN są kłamstwem. Nigdy nie był zapraszany na żadne uroczystości organizowane przez Instytut. Przywołaną w tekście L. Konarskiego relację z otwartych dla szerokiej publiczności uroczystości w Wadowicach, w 70. rocznicę śmierci por. Wądolnego (2017), opublikował jeden z lokalnych portali internetowych. Nie jest to materiał sygnowany przez IPN.
Niechętny stosunek Tygodnika Przegląd do IPN nie jest dla nas zaskoczeniem, nie spodziewamy się też odmiany w tej materii, natomiast zawarta w tekście L. Konarskiego ocena por. Wądolnego zmusza nas do wyrażenia kategorycznego protestu. Autor artykułu stawia karkołomną tezę o rzekomej zbrodniczej działalności na ziemi wadowickiej oddziału podziemia niepodległościo wego por. Wądolnego, która miałaby stanowić inspirację dla przestępczej działalności Stanisława M. Tymczasem prawdziwa rola por. Wądolnego w walce o niepodległość, którą prowadził przeciw okupantom niemieckim (w Batalionach Chłopskich) i sowieckim, a także przeciw zniewoleniu komunistycznemu (w Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym i Armii Polskiej w Kraju) była już wielokrotnie opisywana nie tylko przez historyków związanych z IPN. Zapewne publikacje te nie są znane L. Konarskiemu. W razie potrzeby służymy listą lektur.
Nie da się zatem obronić tezy L. Konarskiego co do działalności por. Wądolnego, można natomiast śmiało postawić inną: autor artykułu powiela kłamstwa fabrykowane w PRL przez funkcjonariuszy bezpieki i PZPR, szczególnie przez Stanisława Wałacha i Norberta Michtę. Nie wytrzymują one konfrontacji z dokumentami zgromadzonymi w IPN i archiwach państwowych.