Ile wynoszą diety radnych i dlaczego najwięcej pieniędzy dostają w miesiącach, kiedy nic nie robią?
Drukuj
Mateusz Klinowski o kulisach prac Rady Miejskiej

Ile wynoszą diety radnych i dlaczego najwięcej pieniędzy dostają w miesiącach, kiedy nic nie robią? Dlaczego najaktywniejszy radny ma najwięcej nieobecności? Kogo reprezentują radni i dlaczego głównie milczą? Kto jest faktycznie przewodniczącym Rady Miejskiej? Odpowiedź na te pytania w tekście dr Mateusza Klinowskiego, radnego z ugrupowania Wspólny Dom Ewy Filipiak.

Najaktywniejszy? Z pewnością najtańszy

Zacznę od własnych zarobków. W 2011 roku zarobiłem prawie 81 tys. zł. W porównaniu do urzędników miejskich Wadowic i niektórych radnych nie są to kwoty oszałamiające. Podaję kilka przykładów samorządowych krezusów (kwoty za 2010 rok w zaokrągleniu):

- Ewa Filipiak (burmistrz): 150 tys. zł
- Lesław i Anna Makuch (EKO i UM Wadowice): 204 tys. zł
- Bożena Flasz (skarbnik gminy): 150 tys. zł
- Wiesław Ramos (Pływalnia Delfin): 150 tys. zł
- Andrzej Smaga (Wodociągi): 132 tys.
- Marek Brzeźniak (sekretarz Gminy): 118 tys. zł
- Wiesław Wróbel (TERMOWAD): 106 tys. zł
- Paweł Jarosz (Ognisko Pracy Pozaszkolnej): 108 tys. zł
- Tadeusz Krupnik (Gosp. Komunalna): 93 tys. zł.
- Cecylia Wojtyła (MOPS): 90 tys. zł
- Zdzisław Szczur (przewodniczący Rady): 80 tys. zł
- Michał Ogiegło (przewodniczący Komisji Rewizyjnej): 114 tys. zł

Wnioski z powyższego zestawienia wyciągnijcie sobie Państwo sami.

Symptomatyczne jest również to, że najbardziej zadłużonymi radnymi są młodzi (Krzysztof Salachna i ja). To wynik świadomej polityki gospodarczej kolejnych rządów, które zmuszają młodych ludzi do brania kredytów lub... emigracji. Starsi tego problemu nie mają – swoje domy i mieszkania już posiadają. Co ciekawe, ich deklarowana wartość często jest śmiesznie niska. Stąd też zresztą znany dowcip wyrażający się zdaniem: "kupię mieszkanie od radnego po cenie deklarowanej w oświadczeniu".

W 2011 roku otrzymałem 4 888,67 zł diety radnego. Diety radnych nie są co prawda przesadnie wysokie, ale mój wynik z pewnością jest najgorszy. Są też radni, którzy budżet Gminy kosztują znacznie więcej, choć do tytanów pracy się nie zaliczają. Są jednak tytanami poparcia burmistrz Ewy Filipiak.

Oto zestawienie wysokości moich diet za poszczególne miesiące.

XII/2011 - 357.71 PLN
XI/2011 - 357.71 PLN
X/2011 - 238.47 PLN
IX/2011 - 476.94 PLN
VIII/2011 - 476.94 PLN
VII/2011 - 596.18 PLN
VI/2011 - 357.71 PLN
V/2011 - 357.71 PLN
IV/2011 - 119.24 PLN
III/2011 - 596.18 PLN
II/2011 - 476.94 PLN
I/2011 - 476.94 PLN


Z zestawienia wynika, że w 2011 roku tylko dwukrotnie otrzymałem dietę w pełnej wysokości, tj. 596.18 zł. Wynika to z faktu, że za każdą nieobecność na komisji czy sesji potrącane jest część należnej w miesiącu diety, a nieobecności zdarza mi się dużo. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Z powyższych liczb wynika jednak następujący paradoks: pełne wynagrodzenie otrzymuję w tych miesiącach, kiedy Rada Miejska w ogóle nie pracuje. Wówczas nie mam żadnych nieobecności, a co za tym idzie, potrąceń.

O tym, że Rada Miejska Wadowic nie przepracowuje się, nie muszę nikogo chyba przekonywać. Wystarczy obejrzeć grymasy znudzenia na twarzach znakomitej większości radnych, widoczne w nagraniach z dowolnie wybranej sesji. O rzadko zwoływanych komisjach i sesjach pisały już lokalne media. Byłem dotychczas jedyną osobą, która apelowała o częstsze zwoływanie komisji oraz rady. Apel pozostał bez odpowiedzi, bo intensywną pracą radni nie są zainteresowani. Nikt też tego zresztą od nich nie wymaga. Na światło dzienne mogłyby bowiem wyjść różne niewygodne dla burmistrz i jej urzędników fakty.

Wysokość diety w Radzie Miejskiej Wadowic jest przywilejem rozdawanym wg klucza lojalnościowego, wiąże się ona z zasiadaniem w prezydium komisji oraz rady. Jest to jeden z powodów, dla których jakość prac komisji i rady jest wg mnie fatalna – we władzach zasiadają bowiem osoby, które się do tego się po prostu nie nadają. I tak, Stanisława Wodyńska jest wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej, Kazimierz Lichwiarski przewodniczącym Komisji Praworządności, a Michał Ogiegło Komisji Rewizyjnej. To tylko kilka przykładów personalnych pomyłek. Stanisława Wodyńska słynie z niezrozumiałych przemówień, radny Lichwiarski (skądinąd sympatyczny) ma problem z zapanowaniem nad swoim otoczeniem, a co dopiero obradami, a prace Komisji Rewizyjnej są farsą – radni nie mają nawet upoważnień do podejmowania czynności kontrolnych, o co zadbał czołowy gminny "demokrata" – Zdzisław Szczur.

Marionetka: Zdzisław Szczur

Zdzisław Szczur w roli przewodniczącego Rady Miejskiej to temat osobny. W moim odczuciu zajmuje się on głównie wypełnieniem poleceń burmistrz Ewy Filipiak. Filipiak w czasie obrad Rady Miejskiej zasiada w jej prezydium i dyryguje przewodniczącym, czasem nawet zabierając mu mikrofon. Na pytania zadane Szczurowi często odpowiedzi udziela sama, ale to mnie już nawet nie dziwi. O sprawę manipulowania przez nią treścią protokołów Rady Miejskiej już informowałem.

Burmistrz w czasie obrad wygłasza szokujące deklaracje, stwierdzając np., że nie będzie rozmawiała z konkretnym radnym, nie przyszła na sesje dyskutować, czy wręcz prosi przewodniczącego, aby uciszył zadającemu jej niewygodne pytanie radnego.

Ciekawie wygląda sprawa odpowiedzi, a właściwie ich braku, na zadawane przez radnych pytania. W wielu sprawach Filipiak wypisuje brednie lub, kolokwialnie pisząc, "rżnie głupa", w ten sposób ukrywając przez radnymi niewygodne dla siebie fakty. Niestety, okłamywanie mieszkańców i radnych przez burmistrz nie stanowi przestępstwa. Dlatego Filipiak z niczym i nikim się nie liczy, czego nawet specjalnie nie ukrywa.

Przewodniczący Zdzisław Szczur często podkreśla, że siedział w więzieniu za demokrację. Wyraźnie jednak ustroju tego nie rozumie. W czasie obrad powtarza ciągle słowo "pytanie" utrudniając pracę wypowiadającym się radnym. Nie widzi też potrzeby dopuszczenia mieszkańców do głosu w czasie obrad, ani też organizowania obrad Rady w porozumieniu z radnymi. Henryk Odrozek dwa tygodnie temu bez skutku usiłował się dowiedzieć, kiedy odbędzie się sesja. Szczur wiedział, ale nie powiedział. Poinformował jedynie zainteresowanych radnych, że dowiemy się tego tydzień przed sesją.

Sposób organizacji prac rady

I tak dochodzimy do problemu organizacji prac Rady. Moje częste w nich nieobecności wynikają z dwóch źródeł. Przede wszystkim, prace zorganizowane są w sposób nieprzystający do współczesnych realiów pracy, nawet w polityce. Mimo, że dieta radnego jest niewielka, prezydium komisji zdaje się oczekiwać, że radni mają się pojawiać na każde zawołanie, rzucając swoje zajęcia. Oczywiście w moim przypadku nie jest to możliwe, kalendarz bowiem ustalam z co najmniej miesięcznym (jeżeli nie półrocznym) wyprzedzeniem.

Wielokrotnie apelowałem (wraz z niektórymi innymi radnymi), aby sesje rady miejskiej organizować popołudniu, najlepiej pod koniec tygodnia, tak aby każdy mieszkaniec mógł przyjść i w nich uczestniczyć. Zdzisław Szczur kłamliwie wyjaśniał, że sesje trwają od rana do wieczora, więc tego zrobić się nie da. Obrady trzeba zaś organizować w różnych niedostępnych miejscach, bo Gmina jest rozległa i radni muszą ją poznać.

Apelowałem też, aby komisje organizować w podobnych terminach, po wcześniejszym telefonicznym uzgodnieniu godzin i dat. Biuro Rady nie widzi problemu, za to Zdzisław Szczur już tak. Józef Cholewka wygrażał ostatnio, że komisje będą organizowane o 9 rano i każda w innym dzień – żebym czasem nie mógł się na nich pojawiać. W ten sposób wiceprzewodniczący Rady Miejskiej przyznał, że prezydium Rady celowo utrudnia mi sprawowanie mandatu. 

Po drugie, rada i komisje mają obowiązek ustalać swój roczny program prac. Czy nie dałoby się ustalić z góry konkretnych terminów? Okazuje się, że to również przekracza organizacyjne zdolności prezydium Rady i poszczególnych komisji. Uchwalone programy prac są kpiną, nie zawierają żadnych konkretów, o datach i miejscach nie wspominając.

Zobacz: program sesji Rady Miejskiej
Zobacz: program prac komisji Rady Miejskiej

Milczący radni

Sposób organizacji prac Rady dobitnie dowodzi, że praca radnych to fikcja. Potwierdza to przebieg obrad. Radni nie przygotowali jeszcze żadnej uchwały, dyskutują jedynie projekty zgłaszane przez burmistrz. Choć "dyskusja" to słowo mocno na wyrost – w czasie prac komisji aktywna jest zwykle ta sama grupa radnych, która zabiera głos na sesjach: Odrozek, Petek, Kamińska. Czasem odezwie się Janas czy Ramenda. Nigdy nie spotkałem się, aby radni przynieśli na komisję jakiś problem i próbowali go rozwiązać. Dyskusji merytorycznych próżno szukać. Jedynym oryginalnym dziełem Rady była sławetna rezolucja nazywająca córki przyjaciela Karola Wojtyły zwyrodnialcami i narkomanami.

Zobacz: Komentarz polityczny: Rada Miejska rzuca klątwę

Do dzieła tego do dziś jednak nikt się nie przyznaje, a swoich obelg radni "papieskiego samorządu" w żaden sposób nie odwołali.

Zastanawia też postawa radnych wybranych z takich miejscowości jak Ponikiew, Stanisław, Wysoka, Klecza. Problemów tam nie brakuje, ale radni zdają się nie zwracać na nie uwagi.

Rada burmistrz Filipiak

Milczenie wadowickich radnych i brak jakiejkolwiek pracy nie są przypadkiem. Po pierwsze, takich kandydatów na radnych wytypowała burmistrz i układający listy PO, PiS i Wspólnego Domu jej "rzecznik" – Stanisław Kotarba. Chodziło o to, aby w radzie znaleźli się poplecznicy bez własnego zdania, stąd też przejmujące milczenie. Zaraz po wyborach Stanisław Kotarba osobiście informował mnie, oczekuje od radnych milczenia. Jeżeli zabieramy głos, wchodzimy z nim w konflikt, albowiem on i burmistrz zabierania głosu i wyrażania opinii sobie nie życzą.

Pisałem kiedyś, że lokalne struktury partyjne to fikcja: PO, PiS i bezpartyjny Wspólny Dom to jedno towarzystwo, a czasem nawet te same rodziny podzielone pomiędzy różne ugrupowania. W ten sposób wybory zawsze okazują się dla burmistrz Filipiak zwycięskie – w radzie ma większość. Nie sposób nie nazwać tego jednak po imieniu: to oszukiwanie wyborców, zwłaszcza, że powiązania te skrzętnie się przed nimi ukrywa.

Co dalej?

Rada Miejska Wadowic, a zwłaszcza jej prezydium na czele z "demokratą" Zdzisławem Szczurem, nie tylko lekceważą swoje obowiązki (kontrola poczynań burmistrza, stanowienie prawa), ale wprost zwracają się przeciwko mieszkańcom, uniemożliwiając im udział w pracach czy nawet zgłaszanie w ich trakcie uwag, postulatów, petycji. Radni zresztą potrafili zagłosować nie tylko nad odebraniem mieszkańcom głosu, ale przegłosowali w sierpniu zeszłego roku odebranie głosu samym sobie. Działo się to w czasie rekordowo krótkiej sesji trwającej 8 minut. Zdzisław Szczur robi też wszystko, aby aktywnym, zaangażowanym radnym utrudnić pracę.

Radni zostali w czasie prac poinformowani o licznych, zgłaszanych przeze mnie nieprawidłowościach, włącznie z fałszowaniem treści protokołów sesji, czy brakiem odpowiedzi na ważne pytania stawiane burmistrz. Słyszą również jej zdumiewające, absurdalne, a czasem po prostu aroganckie wypowiedzi kierowane pod adresem mieszkańców i moim. Widzą brak elementarnej kultury i kompetencji do zajmowania fotela burmistrza.

Szkopuł w tym, że dzięki niej większość z nich zarabia mniejsze lub większe pieniądze. I spokojnie akceptuje zastany stan rzeczy.

Co można z tym zrobić? Upowszechnić wiedzę o sposobie działania i metodach pracy wadowickich radnych i postarać się, aby za dwa lata żaden ze statystów i pseudo-przewodniczących nie znalazł się w jej składzie. Ale to już w znaczniej mierze zależy od Państwa, czytelników tego tekstu...

(radny Mateusz Klinowski)


NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Ostatnie artykuły z kategorii Polityka:

Taka ciekawostka. Dziennikarz Bogdan Szpila kandyduje do Rady Powiatu

Kandydaci Lewicy do Sejmiku pod wadowicką bazyliką i pomnikiem papieża przekonywali, że samorząd powinien być świecki

Na słynnym mostku w Rokowie zaprezentował się trzeci kandydat na fotel burmistrza Wadowic

Kim jest trzeci kandydat na fotel burmistrza Wadowic?

Na wadowickim rynku PiS zaprezentował swoich kandydatów w wyborach samorządowych