Piątek (27.05), zdawać by się mogło, że oto nadchodzi kolejny wieczór niczym niewyróżniający si
Amerykański orzeł wylądował w Gnieździe

Piątek (27.05), zdawać by się mogło, że oto nadchodzi kolejny wieczór niczym niewyróżniający się od pozostałych, który przyjdzie nam spędzić jak zwykle z grupką znajomych na jałowych dyskusjach przy zimnym piwie. Otóż nic bardziej mylnego!

Podczas, gdy jeden Amerykanin w asyście uzbrojonych po zęby agentów Secret Service, z wielką pompą opuszczał warszawskie Okęcie, drugi wraz ze swoim polskim kolegą, po cichutku rozkładał sprzęt w wadowickim Pubie Orle Gniazdo, gdzie miał się odbyć, jak się później okazało, wyjątkowy wielogodzinny gitarowy maraton. Niekwestionowanym bohaterem wieczoru dla sporej grupy wadowiczan nie był bynajmniej prezydent Obama, a człowiek orkiestra i chodząca szafa grająca w jednym - Alex Carlin, wspomagany przez basistę Jacka Głowackiego.

Pogoda była barowa, więc trzeba było spełnić swój obywatelski obowiązek i uczcić zakończenie kolejnego tygodnia kufelkiem zimnego piwa. Traf chciał, że przyjemność naturalnego utylizowania alkoholu, miała zostać wkrótce przyćmiona radością słuchania. Kiedy przekraczałem gościnne progi Orlego Gniazda, niewiele jednak na to wskazywało...

O mającym się tu odbyć koncercie świadczył jedynie porozkładany nieopodal barowego kontuaru sprzęt muzyczny. W oczy rzucały się postawione na baczność kolumny, wzmacniacze i piece strzegące uśpionych w futerałach wioseł. Fuzzy i inne gadżety gitarzysty, podobnie jak mikrofony, czekały w gotowości bojowej. Muzyka rockowa leniwie sączyła się z głośników umilając czas niewielkiej grupie stałych barowych bywalców. Zamówiłem sobie zimny browar i wraz z kumplem z racji trawiącego nasze płuca od lat nikotynowego nałogu, usiedliśmy w sąsiedniej sali przeznaczonej dla palaczy. Z początku zupełnie nie zwróciłem uwagi na gwiazdę wieczoru. Szczerze powiedziawszy, poza płynną angielszczyzną i łamaną polszczyzną, niespecjalnie wyróżniał się z tłumu. Ot, zwykły długowłosy, starszy koleś w czarnej koszulce z kolorowym nadrukiem i dżinsach, jakich wielu spotkałem na swojej życiowej drodze, siedział sobie i gadał przy stoliku z paroma osobami. Szczerze powiedziawszy, nic specjalnego. Kurtuazyjnie uścisnęliśmy sobie prawicę na powitanie i każdy zajął się swoimi sprawami .

Około wpół do dziewiątej spod baru do moich uszu doszły pierwsze intrygujące dźwięki serwowane przez Alexa Carlina. Podszedłem więc bliżej, przeciskając się przez spory tłumek zgromadzony tuż przed prowizoryczną sceną, którą stanowiło wydzielone w tym celu parę metrów kwadratowych barowej posadzki. Za mikrofonem z zawieszoną na szyi jak na wieszaku wysłużoną gitarą, stał niepozorny, szczupły facet. Wyglądał niczym krzyżówka Iggy Popa z Eddiem, maskotką grupy Iron Maiden. Kto widział, ten wie co mam na myśli. Na samą tę myśl uśmiechnąłem się do siebie. Jednak już po pierwszych paru taktach, nieważne dla nikogo z obecnych było jak wygląda, tylko co potrafi zrobić ze swoim wiosłem i strunami głosowymi, a wyczyniał z nimi dosłownie wszystko.

Zaczął od nieśmiertelnego kawałka The Stooges I Wanna Be Your Dog. Mocne rockowe uderzenie już na samym początku wyrwało barowiczów z letargu. Następnie pokłonił się nisko grupie KSU i tu po cichu wtórowała mu stara punkowa gwardia. Potem wykonał własną kompozycję pod wiele mówiącym tytułem Piwo. Podczas zabawnego i sugestywnego zarazem refrenu, który leciał mniej więcej tak:"Dajesz mi piwo, gdy spragniony budzę się i krzyczę pić! Piwo, gdy mi dajesz, wtedy znowu chce się żyć", barman ku uciesze publiki nagle podbiegł do Alexa i wręczył mu dobrze schłodzony ulubiony trunek.

O jego zamiłowaniu dla rockandrollowego trybu życia i napojów wyskokowych, poza koszulką z napisem "It's Beer Time", mógł zaświadczyć kolejny kawałek pt. Kac Piekielny. Słowa zawarte w utworze, jak się okazało na drugi dzień po imprezie, okazały się dla wielu spośród zebranych prorocze: Boli mnie mózg, leżę koło ściany, jestem totalnie sparaliżowany. Kac Piekielny. Jak na dobrego Amerykanina przystało, wkrótce zaśpiewał rockowy hymn Bruce'a Springsteena Born In The USA. Wówczas po sali zaczęła krążyć puszka przeznaczona na napiwki dla Alexa i jego polskiego kompana. Mógłbym godzinami bez końca wymieniać, co leciało z tej swoistej żywej szafy grającej, od czasu do czasu zasilanej jedynie zimnym piwem, ale nie widzę w tym większego sensu.

Publika początkowo tylko nieśmiało klaskała, tupała albo potrząsała do rytmu głowami, ale gdy po jakiejś godzinie do Alexa dołączył basista Jacek Głowacki, znany w krakowskim środowisku muzycznym jako Saint Jack, zaczęło się prawdziwe szaleństwo, hulanki i swawole. Stoliki odsunięto na bok i kto tylko miał ochotę, mógł śmiało wedle upodobania: poskakać, potańczyć w parach albo bujać się na boki nucąc pod nosem słowa znanych polskich i zagranicznych przebojów dla oldboyów. Jak stwierdził jeden z przybyłych tego wieczoru na koncert osobników: No i co z tego, że nie ma perkusji. I tak jest zajebiście stary! Faktycznie, o dziwo, dwie gitary i nic poza tym, wystarczyły, żeby w mig porwać za sobą publikę. Alex z miejsca swoją muzyką i niespotykaną energią oraz charyzmą podbił serca i dusze wszystkich, a zwłaszcza przedstawicielek płci pięknej, której od czasu do czasu posyłał gorące spojrzenia i uśmiechy. Repertuar duetu The Zajebeastie Boys i samego Carlina obejmował głównie wszelkie odmiany muzyki rockowej, ale w tej wybuchowej mieszance nie zabrakło również miejsca na bluesa i szczyptę folku.

Jak na dobry koncert przystało, nie mogło obejść się bez spontanicznych reakcji publiczności i samego artysty. Poza tradycyjnym wspólnym odśpiewaniem paru refrenów m.in. Knockin' On Heaven's Door, czy Smoke On The Water rozochoceni dobrą atmosferą ludzie, gdzieś około północy, urządzili sobie dodatkowo koncert życzeń. Ktoś z grupki bawiących się pod sceną fanów krzyknął nagle: Alex zagraj I Used To Love Her, inny wrażliwszy jegomość zażyczył sobie Imagine Johna Lennona, następny The Passenger Iggy Popa. Wszystkie te zachcianki zostały spełniane bez cienia grymasu czy sprzeciwu ze strony grających.

Jednak największy aplauz, wzbudził Carlin swoim wykonaniem Hey Joe, nieśmiertelnego przeboju Jimiego Hendrixa. W pewnym momencie wszedł pomiędzy bawiących się ludzi i zagrał solówkę trzymając gitarę za plecami tak jak jego idol, po to, by po chwili dokończyć ją zębami. Artysta wielokrotnie popisywał się swoimi wypracowanymi przez lata gitarowymi umiejętnościami. Po paru godzinach nieustannej zabawy z Alexem, dla wszystkich stało się jasne, że ten niezniszczalny rockowy cyborg nieprzypadkowo dwa lata temu, w Radomsku, wyśrubował kolejny Rekord Guinnessa w długości koncertowania i szykuje się do bicia następnego. Jego występ trwał wówczas, bagatela, trzydzieści dwie godziny! Podczas gdy spora część publiki około trzeciej nad ranem powoli wysiadała kondycyjnie i osłabiona dodatkowo ilością spożytych trunków zaczęła powoli opuszczać Orle Gniazdo, on niestrudzenie wykonywał kolejne pozycje ze swojej różnorodnej i bogatej setlisty, zachęcając pozostałych niedobitków, albo jak kto woli, najbardziej wytrwałych słuchaczy, do dalszej zabawy. 

Już na sam koniec, jak się okazało na skutek zakładu wymuszonego przez jedną urodziwą, ale bardzo upartą panią, dwóch śmiałków zostało zachęconych do wspólnego jam session z Alexem. Carlin zamienił więc swoją gitarę na bas, a jedno z wioseł oddał niejakiemu Miśkowi. Tu trzeba przyznać, że chyba żaden instrument strunowy nie ma przed nim tajemnic, bo na basie także radził sobie wyśmienicie. Zagrali wspólnie parę numerów grupy Dżem i Babe I'm gonna Leave You Led Zeppelin. Najlepsze miało dopiero nadejść: nim na scenie pojawił się Szymon Musiał, znany w wadowickim środowisku muzycznym gitarzysta zespołu Duży Ptak. Sam Alex i Jacek Głowacki pogratulowali mu talentu i umiejętności.

W zasadzie po wejściu Szymka odbył się kolejny mini koncert pod hasłem "Muzyczna podróż w różowe lata 70-te": zabrzmiały utwory z repertuaru Led Zeppelin, Jimiego Hendrixa, czy AC/DC, okraszone niebanalnymi zagrywkami i wspaniałymi solówkami. Ciało, choć już zmęczone samo wyrywało się na parkiet. Chapeau bas dla obu panów. Tym pozytywnym akcentem około godziny wpół do piątej rano zakończył się wielogodzinny gitarowy maraton w wykonaniu Alexa Carlina i duetu The Zajebeastie Boys.

Kto nie spędził piątkowej nocy w pubie na ulicy Spadzistej może żałować, ale wcale nie musi. Alex Carlin zapowiedział bowiem, że na pewno za jakiś czas wróci do Orlego Gniazda i powiosłuje znowu wraz z wadowiczanami aż do bladego świtu. 

(MRz)

Z koncertu mamy dla was również krótki wywiad z Alexem.

Gdy przypadkiem trafiasz na coś fajnego, a jesteś zupełnie nieprzygotowany, w sukurs może przyjść wysłużona komórka. Tak było w piątkową noc gdy wyciągnąłem Alexa na zewnątrz by pokonwersować z nim nieco bardziej oficjalnie (bo prywatna rozmowa o globalnym ociepleniu, nieomal wywołała rozlew krwi :) ). W każdym bądź razie oto krótki zapis 'przypiwnej' pogawędki.

- No, to powiedz coś o sobie (śmiech)

Urodziłem się 17 czerwca 1957 w Chicago, moja rodzina przeprowadziła się do San Francisco kiedy byłem mały. Przez jakiś czas też mieszkaliśmy w Nowym Jorku, jednak wychowałem się w San Francisco. Wtedy Ameryka była całkowicie innym krajem - ten kraj w latach 70-tych był naprawdę cudowny. Jednak z każdym rokiem stawał się coraz bardziej konserwatywny i coraz nudniejszy. Kiedyś było więcej wolności - teraz ludzie sami się jej pozbawiają, sami się ograniczają. Całe dnie spędzają w samochodzie, w pracy. Oczywiście, jest dużo szalonych - w pozytywnym sensie - ludzi w Stanach, ale ogólnie więcej szaleństwa i wolności znaleźć można teraz w Europie.

- Dlaczego przyjechałeś do Polski?

Głównie ze względu na koncerty, ale także z powodu życia, radości z życia. Ameryka jest nieco konserwatywna. Pochodzę z San Francisco, a stamtąd jest bardzo daleko do jakiekolwiek innego miasta - w Europie możesz bardzo łatwo podróżować, z dużego miasta do dużego miasta i w jeden dzień grać w jednym, a już w następny dzień w drugim. Jeśli spojrzysz na mapę zauważysz, że San Francisco - które jest wspaniałym miejscem - znajduje się na krawędzi stałego lądu, leży przecież nad samym oceanem. By dostać się do jakiegoś innego miasta musisz podróżować całe mile, godziny, nawet dni, przez puste przestrzenie.

- Czyli jednak powód przybycia do Starego Świata bardziej związany był z koncertami?

Tak, chociaż one wiążą się jakoś z życiem.

- Finansowo? Ile tutaj zarabiasz?

Całkiem nieźle ponieważ każdego roku daję 150-170 koncertów. Gram dużo, więc finansowo wychodzi to całkiem OK. Tutaj nie dostanę za dużo, bo to małe miejsce (śmiech) Normalnie jednak biorę 500 złotych za całą sobotnią noc.

- W Stanach pewnie zarabiałbyś lepiej...

Ale też i więcej za wszystko płacił, na przykład za mieszkanie.

- Mieszkasz tu, między nami Polakami, już od paru lat - jak sądzisz, za co my Polacy możemy kochać swój kraj?

Jest wiele powodów. Polska jest naprawdę niesamowitym krajem - ludzie, miejsca. Na południu są superowe górskie tereny, jak Bieszczady gdzie bawiłem się nieraz wyśmienicie, i dzieją się tam rzeczy magiczne, ludzie idą na imprezy nastawieni na dobrą zabawę i przeżycie jakiejś przygody. Grało mi się tam cudownie!

Poza tym Krynica i Zakopane szalenie mi się podobają - też mi się tam "zajebiście" (cyt. oryg.) grało. Na północy Polski jest morze - pływałem w nim, w Gdańsku, nawet zimą z Rafałem, moim kumplem specjalizującym się w sportach ekstremalnych. Też nam się tam świetnie grało. Między górami a morzem jest wiele miejsc i miasteczek, które odkryłem, a nadal nie sprawdziłem Mazur - z tego co mi mówią ludzie, to najlepsza część Polski.

Myślę tak sobie teraz ilu wspaniałych ludzi poznałem w wielu, wielu miejscach. Chociażby w Lublinie - ma przepiękny, stary rynek, nietknięty przez rozwój cywilizacyjny. Nie ma tam McDonaldów i tym podobnych rzeczy, więc magiczna siła się tam zachowała. Poznań... wiele klubów, w których gra się świetnie (dobre sceny, komplet widzów), super stacja radiowa 'Afera"... I Kraków, w którym jest milion małych barów w zabytkowych piwnicach i gdzie zawsze dzieje się coś inspirującego albo pozwalającego zapomnieć o problemach. Kraków jest magicznym miejscem...

Lista takich miejsc jest długa - Rzeszów, Łódź, Sanok, Ostrowiec Świętokrzyski, Konin, Kielce, Jędrzejów, Wadowice, Andrychów, Bielsko-Biała, i tak dalej, i tak dalej - a, jeszcze jest Warszawa! W każdym z tych miejsc bawiłem się wyśmienicie. Polska to duży kraj z dużą liczbą mieszkańców - jest gęsto zaludniona, wydaje się taka "pełna".

No i Polki - nie tylko są piękne, ale też bardzo inteligentne, i lubią dużo mówić - są bardziej rozmowne niż kobiety w innych krajach, nie wiem czemu, ale tak jest. Przez wieki Polska miała mały problem - nie ma tu gór na wschodzie czy zachodzie, więc obce armie mogły sobie przez nią maszerować i niszczyć wszystko na swojej drodze. Dzisiaj jednak armie nie podejmują już takich marszów, więc Polska ze swą dużą powierzchnią, mądrymi ludźmi, dobrym rolnictwem, i ludźmi mającymi ciekawe pomysły, chcącymi zrobić coś nieszablonowego, może w przyszłości przeżyć boom kulturowy i stać się jeszcze ciekawsza. Może się tu wydarzyć wiele dobrych rzeczy, jako że ludzie są coraz bardziej pewni siebie. Oczywiście globalne ocieplenie może wszystko to bardzo szybko zniszczyć, więc niech świat przestanie spalać węgiel i zacznie korzystać z czystszych źródeł energii.

A, i jeszcze jedna rzecz! W Polsce nie ma prawa, które by nakazywało zamykanie barów o określonej godzinie, na przykład o drugiej - w Kalifornii takie prawo istnieje. To plus dla Polski!

- Zdrowie! (stuk butelek). Wspomniałeś, że Ameryka jest konserwatywna, ale z tego co wiem, północne stany są dość liberalne, o wiele bardziej przynajmniej niż Południe.

Możliwe, ale niekoniecznie. Wiesz, zbyt często nie podróżowałem na północ Ameryki, ale z tego co mi się wydaje taki Texas może być dużo bardziej interesujący niż północne Stany. Jednak jak mówiłem, nie spędziłem zbyt wiele czasu by odkrywać północ mojego kraju. Dużo za to podróżowałem po Europie - byłem niemal w każdym europejskim kraju by zagrać koncert. Kluby w Stanach zamykane są dosyć wcześnie, wszyscy rozchodzą się do domów po tym jak zabawa kończy się o wpół do drugiej albo o drugiej. Na koncerty ludziom jest też trudniej dojechać i z nich wrócić, amerykańskie miasta nie mają czegoś takiego jak rynek, gdzie ludzie się zbierają i dzieje się wiele rzeczy. Ja ogólnie żyję nocą.

- Nocny ptak?

Dokładnie. Jeśli chodzi o nocne życie Nowy Jork wydaje się być w porządku... Bardzo lubię Nowy Jork.

- Ale w nim nie mieszkasz...

Pomieszkiwałem. Jeśli Nowy Jork byłby w Polsce, zamieszkałbym w nim na stałe. Nowy Jork to jednak Nowy Jork, obawiam się jednak, że utknąłbym w nim na zawsze. W Europie masz kontakt z wieloma ludźmi, możesz zwiedzać wiele krajów. Ja lubię płynąć, ciągle się ruszać. W Stanach oczywiście jest parę rzeczy, które są lepsze niż w Europie - na przykład muzycy, ich wyczucie rytmu, ich mnogość w każdym mieście. Europa za to ma inne zalety...

- A czemu wybrałeś akurat Polskę?

Jest tu wiele miast, w których ludzie chcą bym dla nich grał, jak Poznań, Rzeszów, Ostrowiec, Lublin, i wiele innych mniejszych miasteczek, jak to tutaj, czy jak Andrychów.

- Mieszkasz na stałe w Krakowie.

To moja baza wypadowa, takie centrum, bo zazwyczaj jestem w trasie koncertowej. W samym Krakowie nie gram zbyt wielu koncertów.

- Kraków to takie twoje gniazdo?

Dokładnie. Jest to też geograficzne centrum skąd mogę wylecieć do innych miejsc. Lubię grać w Rosji, na Ukrainie, na Bałkanach, w Bośni, Serbii, lubię podróżować po Niemczech, Włoszech, Irlandii. Kraków leży w między tymi wszystkimi krajami. W Polsce też jest wiele wspaniałych miast, barów rockowych... Co się liczy to też mentalność - Polacy są trochę szczęśliwsi ; lubię Czechów i kraje bałkańskie, jednak zawsze powracam do Polski. Jest tu trochę pozytywniej. Ludzie chcą bym dla nich grał, dzwonią i mówią bym przyjechał tu, bym wpadł tam.

- Masz w ogóle prywatne życie? Wydawać się może, że wszystko w twoim życiu obraca się wokół koncertowania.

Tak się może wydawać, ale tu mój stosunek do życia przejawia się w byciu w ciągłym ruchu. Każdy kto chciałby być moim znajomym, albo moją dziewczyną, musi lubić taki styl życia, musi lubić być ciągle w drodze, podróżowanie non-stop.

- Padło słowo "dziewczyna". Masz jakąś wybrankę?

Tak, jesteśmy już ze sobą od paru lat. Ona lubi, jak ja, aktywne życie, podróże. Byliśmy w Danii, była ze mną w Macedonii, Bułgarii, Serbii, Bośni, Chorwacji... Razem jeździmy, razem podróżujemy stopem.

Czy twoi rodacy wiedzą, że jest taki Alex, który pobił rekord Guinnessa?

To było nieco dziwne, gdyż po tym jak pobiłem rekord sprawdziłem czy jakieś media czasem o tym nie mówiły. Dowiedziałem, że osoba która bije rekord, jak ja, może być warta wzmianki jeśli zapłaci około dwa tysiące dolarów jakiejś agencji, która przesyła newsa odpowiednim kanałom. Oczywiście nie poszedłem na taki układ. Ale moi znajomi o tym wiedzą gdyż bicie rekordu było, w wersji audio, transmitowane przez internet, więc mogli mnie słuchać w Ameryce. Dostałem wiele fajnych e-maili i nawet pogawędziłem sobie z paroma osobami podczas grania. Jedna gazeta, największa w San Francisco, wzmiankowała o tym wydarzeniu, ale właśnie gdy dzwoniłem do innych gazet i pytałem "komu mogę opowiedzieć moją historię?" słyszałem tylko, że to nie działa w ten sposób i muszę przejść przez tryby tej agencji.

Moim znajomym w Stanach podobało się to całe bicie rekordu, jeden z nich powiedział, że to w pewnym sensie usprawiedliwiło moje istnienie (śmiech).


- Gdzieś wyczytałem, że znasz ponad 300 kawałków.

Nie, nie, trochę więcej. W czasie bicia rekordu Guinnessa zagrałem ponad pięćset utworów.

- Zdarza ci się śpiewać piosenki po polsku, sam piszesz teksty?

Tak, piszę je sam.

- Grałeś tu trzy lata temu.

Tak, w Retro. Świetnie się bawiliśmy. W czasie pierwszej trasy wpadliśmy też do Andrychowa, gdzie mam wielu znajomych. Dużo znajomych mam też w Bieszczadach.

- Dzisiaj, tutaj, grasz już od jakichś trzech godzin...

A to dopiero początek! Jest super - ta atmosfera, mentalność! To coś co w Polsce mi się niezmiernie podoba. Jest energia wirująca w pomieszczeniu, ludzie dobrze się bawią - patrzenie na nich i granie dla nich sprawia mi wiele radości. Tak właściwie to muszę chyba już lecieć i wracać do grania.

- No, skop parę tyłków.

Jasne!

Rozmawiał:

(T.)
(zdjęcia: Tadeusz)



Strona o Alexie Carlinie: www.alexrock.prv.pl

 

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Komentarze  

+11 #1 Adolf 2011-05-30 12:18
Orzeł genialny! Rewelacja koncert i fajnie wywiad wyszedł. Pozdrawiam barowiczów :)
Cytować
+12 #2 Rockokowiec 2011-05-30 12:35
Super materiał wrzuciliście! Czytając żałuję, ze mnie tam nie było. Jak gość przyjedzie następnym razem, dajcie znać!
Cytować
+10 #3 bywalec 2011-05-30 12:48
Fantastyczny koncert i fantastyczna relacja i wywiad. Tak trzymać! Rośniecie na czołowy portal kulturalny w regionie, piszecie o dobrej muzyce i fajnych imprezach, nie spier... tego :)
Cytować
+3 #4 Alan 2011-05-30 18:16
Dla fanów Alexa podpowiadam iż będzie tutaj koncertował 16 lipca na zlocie motocyklowym w Choczni o godz. 18.00 więcej można zobaczyć na stronach klubu ridersofflames z Wadowic
Cytować
+4 #5 remik 2011-05-30 18:38
niezły czub z gościa :)
Cytować
+3 #6 Em. 2011-05-31 23:45
Mało jest takich ludzi, tak pozytywnie zakręconych. Szkoda, że trochę jak z piłkarzami gdzie na 38 mln ludzi połowa kadry to będą obcokrajowcy. Z muzykami naprawdę jest tak samo?
Cytować
+3 #7 Znajomek 2011-06-01 09:32
A czemu Michał zmienił pseudonim? Czego się chłopie wstydzisz. Wyjdź z cienia.
Cytować
+3 #8 Autor 2011-06-01 10:57
Cytuję Znajomek:
A czemu Michał zmienił pseudonim? Czego się chłopie wstydzisz. Wyjdź z cienia.


Nie bój nic. Nie zmieniłem pseudonimu ( w ogóle mam jakiś?) tylko po prostu artykuł podpisałem swoimi inicjałami.Pozd rawiam
Cytować
+2 #9 Adam 2011-06-01 23:18
:D
Cytować
+1 #10 Alex Carlin 2011-06-02 14:36
"Dla fanów Alexa podpowiadam iż będzie tutaj koncertował 16 lipca na zlocie motocyklowym w Choczni o godz. 18.00 więcej można zobaczyć na stronach klubu ridersofflames z Wadowic" - tak, ale godzina zmenil sie: koncert bedzie od 16.00 do 18.00 - hej
Cytować
0 #11 MRz 2011-06-30 12:55
Alex wystąpi 2 lipca (sobota) ponownie w pubie Orle Gniazdo na ul. Spadzistej. Wszystkich chętnych i spragnionych nie tyle zimnego piwka, co dobrej zabawy zapraszam w imieniu Pani Edyty!
Cytować
Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Redakcja portalu WadowiceOnline.pl informuje, że nie odpowiada za treść komentarzy użytkowników. Komentarze o charakterze gróźb, personalne ataki oraz komentarze zakłócające dyskusję (trolling, spam) będą usuwane.