Wadowicki zespół Potok Słów ogłosił na swoim Facebookowym  profilu zakończenie działalności i s
Drukuj
Potok Słów kończy działalność. Wywiad z liderem i założycielem Mikołajem Janikiem

Wadowicki zespół Potok Słów ogłosił na swoim Facebookowym  profilu zakończenie działalności i serię ostatnich koncertów. Z tej nieco smutnej dla fanów okazji, prezentujemy wywiad z liderem i założycielem zespołu Mikołajem Janikiem.

- Opowiedz proszę coś o sobie i skąd w ogóle pomysł, aby zająć się piosenką turystyczną, czy poezją śpiewaną?

Nazywam się Mikołaj Janik.  Pochodzę z Wadowic. Kilka miesięcy temu ukończyłem ,,Dokumentalistykę” na Uniwersytecie Warszawskim.  To taka specjalizacja dziennikarstwa, dotyczy filmów dokumentalnych, reportaży, fotoreportaży, wszystkiego co zajmuje się dokumentowaniem rzeczywistości.  Teksty, wiersze, piosenki, czy jak je zwać - też jakimś przeniesieniem rzeczywistości na papier są. Można by powiedzieć, że pewnym kompresowaniem jej wycinka przez autora. Jednak nigdy nie miałem konkretnego pomysłu - ,,że się tym zajmę”. Po prostu w pewnym momencie zacząłem pisać, wydawało mi się to atrakcyjne. I tak zostało. Gdy jest potrzeba, sięgam po długopis, choć może mniej romantycznie, a bliżej rzeczywistości – po klawiaturę, do tego dokładam gitarę i co jakiś czas jakaś nowa piosenka się urodzi.

- W 2012 roku razem z Barbarą Lesner rozpoczęliście pierwszą trasę koncertową po schroniskach polskich gór. To wtedy wpadłeś na taki pomysł?

Wtedy miałem pierwszy pomysł na "zespół". Nie potrafiłem wtedy śpiewać (nadal mistrzem  nie jestem), a Basia potrafiła świetnie, wciąż  bardzo lubię jej barwę głosu.  Chciałem, żeby te moje piosenki nie leżały w "szufladzie", tylko żeby jakoś się nimi podzielić, może zweryfikować, czy w ogóle da się tego słuchać.  Tak więc  zaprosiłem ją do współpracy i tak się zaczęło.
 
- Jak wtedy wyglądało wasze koncertowanie?

Wpadłem na pomysł trasy koncertowej.  Wiedziałem po wędrówkach, że w górach nikt nie oczekuje poziomu, raczej spotkania z czymś ciekawym – niebanalnym.  Żył też we mnie bardzo mocno mit "barda". Coś między wiedźmińskim Jaskrem, a Kaczmarskim. I do tego wspaniałe góry. Zaczęliśmy więc pierwsze "Granie na żywo za spanie i piwo". Na początku graliśmy w popularnej Piątce w Tatrach. To był strasznie głupi pomysł. Takie koncerty potrzebują intymności i ciszy. Uciekliśmy więc w Beskid Sądecki i tam, przez kolejne dwie edycje już zostaliśmy. Niemcowa, Chatka na Magórach, Orlica, Bereśnik, Schronisko Trzy Korony. Polecam wszystkim, wspaniałe miejsca, trochę poza czasem.

- Wędrowanie po górach może być inspiracją?
 
Wszystko może. Nawet pielenie grządek. Należy jednak wykonać pewien wysiłek i to pielenie obrobić.

- W jaki sposób?

Ubrać w metaforę. Zaprzęgnąć do pracy znaczenia słów. Skojarzenia, ogony znaczeniowe, semantyczne. Jak zwał tak zwał.

- Jak to się stało, że dołączyła reszta zespołu?  Michał Pękala, Marcin Warmuz, Jakub Florczyk i Kasia Bobik?

Z każdym z nich mam zupełnie inną historię.  

Kulę, czyli Marcina znałem z harcerstwa. Jakoś tak sobie graliśmy na którymś obozie i okazało się, że Kula potrafi robić jakieś dziwne rzeczy z tą gitarą, o których ja nie miałem pojęcia. Realnie patrząc, to po prostu nie grał akordami, ale wtedy, w otoczeniu ogniskowym - było to coś niezwykłego. Z nim grałem  pierwsze koncerty, na dwie gitary.  Na Wędrowniczej Watrze 2013 . Wynoszenie piecyka gitarowego do schroniska w ręce, to nie jest coś, co pewnie chciałby dziś powtarzać.

Michała znam od zawsze. Chodziliśmy razem do przedszkola, podstawówki, gimnazjum i liceum. W liceum okazało się, że gra na harmonijce i to coś więcej niż ,,Whisky moja żono” więc po prostu zaprosiłem go na jakąś próbę z Kulą. Szybko się okazało,  że Michał jako jedyny zna się na swoim fachu, w dodatku na prawdę solidnie i jego harmonijkowe brzmienie jest cały czas naszą mocną  stroną.

- I co dalej?

I tak zostało jakiś czas. Świetnie wspominam  ten okres. Było jakoś tak naturalnie i zupełnie bezstresowo. Graliśmy na przykład koncert w schronisku Orlica, dla chłopaków z domu poprawczego.  Łyse nastolatki, fajka za fajką, k***a za k***ą i nasza poezja. Nie ma szans.  Tak to oceniłem i jak to z ocenami bywa- błędnie. Bardzo się im podobało.  Oczywiście najbardziej "Rzewna ballada o pewnej porze roku".  Ale wysiedzieli całą godzinę.  A wtedy jeszcze bardziej potrafiłem nie skąpić  patosu więc szacunek dla nich. W tym czasie udało też się nam wystartować w paru festiwalach, na YAPIE, Bakcynaliach, Piosturze, Smaku, Danielce czy Haremie. Poczuliśmy jak takie festiwale wyglądają, kto na nie przychodzi. Że w Polsce jest ogromna rzesza ludzi słuchająca tego typu muzyki i wykonująca "piosenkę turystyczną" czy "poezję śpiewaną" w bardzo różny sposób. Podobało się nam.  

- Jednak rozumiem, że na tej formule nie poprzestaliście?

Nie. Znowu odezwały się moje śpiewacze niedociągnięcia i zaprosiłem do współpracy Marcina Dziubka. Z Marcinem współpraca do najłatwiejszych nie należała i finalnie to nasze charaktery były odpowiedzialne za jej zakończenie, muszę jednak przyznać, że zupełnie zmienił on pespektywę mojego patrzenia na zespół. Bardziej jako na pewną spójną opowieść niż połączenie talentów.  No i nagraliśmy prawdziwą płytę!

- Na płycie znalazł się jeszcze Kuba Florczyk, jak to się stało? Podobno jego marzeniem było wydać płytę przed czterdziestką?

Kuba dołączył do nas tuż przed płytą, bo po prostu miał takie marzenie. Wybrał świetny moment na pojawienie się, bo naszej płycie bardzo brakowało "dołów". Na szczęście całkiem nieźle na tych cajonach i werblach stukał, nie wyobrażam sobie jak "Podrywoholik" brzmiałaby bez niego.

- Właśnie brzmienie. Nie czujesz trochę rozgoryczony, że ludzie słuchają np. w radiach komercyjnych totalnej młocki bez jakiegokolwiek przesłania i wtórnej muzyce, a coś ambitniejszego, a za takie coś uważam m.in. waszego "Podrywoholika", ma problem, żeby zaistnieć w świadomości przeciętnego widza?

Nie, nie czuję żalu czy goryczy. Jest to rodzaj bitwy, w której wszyscy mamy takie same szanse. Poezja śpiewana aktualnie do gatunków najbardziej lotnych nie należy, ale chyba nie ma sensu się zamykać w takiej szufladzie.  Na nasze szczęście dołączyła do nas Kasia Bobik, z którą swego czasu miałem przyjemność  współpracować w ramach "Progu". No powiem krótko, że bas to jest jednak podstawa. Dzięki temu "Nasze niedoczekanie" jest już znacznie bardziej przyswajalne.  Jesteśmy już tak przyzwyczajeni do niskich dźwięków gdzieś w tle, że bardzo dziwnie słucha się numerów które są ich pozbawione. Z drugiej strony, przecież nie przyswajalność jest tu najważniejsza.

- A skrzypce? Wiolonczela?

Smyczki nadają czegoś błyszczącego utworom. Są szlachetne, ale potrafią też być swojskie. Przy nagraniach współpracowaliśmy z wadowickim kwartetem smyczkowym Encore. Trzeba przyznać, że dziewczyny znają się na swojej robocie. (Pozdrawiam!). Grała i śpiewała  z nami również redaktor krakowskiego KONTENTU- Weronika Janeczko, jednak nie udało się jej pogodzić wszystkich płaszczyzn w których działa i tworzy i co zrozumiałe -  zrezygnowała z zespołu.

 

- Jesteś twórcą tekstów i to niezłym. Kazik Staszewski nie lubi tego pytania, ale ja jednak go zadam mając nadzieję, że nie skorzystasz z laczka: Jak powstają Twoje teksty?

Wiem że to dziwne, ale piszę je.  Czasami wychodzi lepiej, czasami gorzej.

- Masz jakiś mistrzów słowa? Nie wiem, Jeremi Przybora, Agnieszka Osiecka?

Bardzo lubię Grechutę czy Leśmiana,  ale również  Bukartyka, Garczarka czy Harasymowicza. Wiele z piosenek które kocham, to te, o których rzeczywistościach nie mam pojęcia, ale są na tyle sugestywne, że potrafią wykreować zupełnie nowy świat.  Polecam Bar na Stawach.

- Twoje teksty mają czasem ciekawe puenty. Skąd się biorą?

Buduję je. Czasami jest na nie plan. Czasami powstają na końcu utworu - jako jego zaprzeczenie. Rozróżniam piosenki na impresyjne, takie uczuciowe, bardziej płynące niż opowiadane i właśnie te narracyjne. A narracja musi mieć  i początek i zakończenie.

- Rozumiem, że granie razem nie traktowaliście jako sposobu na życie, zarobek? Raczej chyba jako hobby?

Zdecydowanie hobby.

- Wydaliście znakomicie przyjętą (przynajmniej lokalnie...) płytę. Na koncertach wglądacie jak zgrana paczka. Dlaczego doszliście do wniosku, żeby porzucić projekt "Potok słów"?

Potok Słów był zespołem który służył poszukiwaniu. Myślę że coś już znaleźliśmy. Formuła się wyczerpała.   Jestem zdecydowanie bardziej świadomy i mniej więcej wiem, w jakim kierunku iść dalej. Nie odłożę przecież gitary na półkę i nie przestanę grać.  Nie zamierzam też rezygnować ze współpracy z tymi ludźmi, którzy poświęcili tyle czasu na moje piosenki. Tylko ostatnim razem stworzyłem zespół – a później tworzyliśmy treści. I jakoś tak rozpłynęła się idea i cel. Teraz chciałbym odwrócić proces. Wykreować pewien projekt, a później zaprosić do niego innych.  Zawęzić się trochę. Potrzebuję tylko trochę czasu. Na razie jednak, zapraszam na nasze dwa ostatnie koncerty.

13 października (piątek) wieczorem w Krakowie - Kawiarnia Literacka
https://www.facebook.com/events/1633805940027950/

14 października (sobota) wieczorem w To Się Wytnie (Warszawska Praga)
https://www.facebook.com/events/220608665141321/

 

(Marcin Guzik)

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Ostatnie artykuły z kategorii Kultura:

Majówka w Dworze w Stryszowie. Zobaczcie co przygotowano!

W Stacji Kultury historyczny wykład dra Lulewicza o wadowickiej kolei

Teatr Integracyjny "Przygoda" zaprasza na spektakl "Calineczka"

Koncert jubileuszowy. W szkole muzycznej zagra ceniony skrzypek z wadowickim rodowodem

Najnowszy projekt perkusisty Teo Oltera w Klubie jazzowym 69!