Mamy już wiosnę, pogoda sprzyja wychodzeniu z domu. To świetny czas na rower i jak się okazuje, wcale
Drukuj
Wiosna to dobry czas na rower. Przeczytajcie jak zacząć!

Mamy już wiosnę, pogoda sprzyja wychodzeniu z domu. To świetny czas na rower i jak się okazuje, wcale nie trzeba do tego ścieżek rowerowych czy specjalnych predyspozycji. Przeczytajcie!

Mamy już wiosnę a temperatura już momentami nawet trochę letnia. Niektórzy już cieszą się z możliwości wyjścia z domu i uprawiania sportu. Jednym z najfajniejszych sposobów wykorzystania tego czasu  jest jazda na rowerze. Jak wiem z autopsji, wiele do tego nie trzeba: warto na początek mieć rower... ;) Niezdecydowanych i leniwych postaram się trochę namówić do jeżdżenia na nim.

W ubiegłym roku lekko zmotywowany wskazaniem wagi, która po wejściu na nią patrzyła na mnie z wyrzutem, a że z bieganiem nie lubimy się z wzajemnością, miejsc do jazdy na moich moich ulubionych rolkach za dużo nie ma, postanowiłem wyciągnąć z piwnicy starego wysłużonego Mongoosa, pamiętającego jeszcze czasy, gdy łażąc po torach w Tomicach, Woźnikach czy Radoczy można było zostać potrąconym przez pociąg a w telewizjach muzycznych posłuchać jeszcze muzyki... Eufemistycznie mówiąc, wehikuł ma więc już swoje lata ale jeszcze daje radę (co prawda, jak mówi kolega Roman z zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego, już niedługo, ale wtedy rozejrzę się za nowym egzemplarzem). Początki nie były łatwe: wraz z moim przyjacielem Marcinem korzystając z wiosennego słońca, pojechaliśmy pociągiem do Inwałdu, wróciliśmy już na rowerach robiąc, o ile pamiętam, razem z dojazdem do wadowickiej stacji kolejowej i z powrotem coś około aż 15 kilometrów. Ja chorowałem cztery dni, on tylko dwa... ;)

Kolejne podróże na dwóch kółkach były już na szczęście przyjemniejsze, 20-30 kilometrów, czy w końcu 50-70 na jeden wyjazd to raczej nic strasznego i kwestia kilku wypadów i czasu, bo w miarę sprawny człowiek bez problemu jest w stanie w naszym urozmaiconym terenie (trochę płasko, trochę górek) zrobić w godzinę  20 kilometrów. 2-3 godzinki na rowerze to na prawdę czysta przyjemność i pokonany dystans 60 kilometrów.  Po niedawnej zmianie czasu chyba każdy po pracy jest w stanie wyrwać się z domu na te kilka godzin i wrócić przed zachodem słońca, nie mówiąc już o wolnych sobotach i niedzielach, kiedy można wybrać się gdzieś dalej i na dłużej.

Gdzie jeździć? Jak już pisałem, wcale nie trzeba do tego wysublimowanych tras rowerowych czy ścieżek. Nie trzeba przerabiać też na nie linii kolejowych, co ostatnio w Polsce stało się chyba jakimś niezdrowym hobby, bo na jazdę po wale pod wiatr mógł wpaść tylko ktoś, kto w życiu nie jeździł ani rowerem ani pociągiem... Ale wracając do tematu, Wadowice i okolice obfitują w wiele fantastycznych terenów i chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Prozaiczny wypad do Ponikwi tam i z powrotem to ponad 20 kilosów. Wykorzystać do tego można tą bidną, kilkukilometrową ścieżkę rowerową, tzw "Gładyszówkę", pamiątkę po nerwowych czasach przedwyborczych, która jest mimo wszystko całkiem ciekawym starterem.  Objazd nią  do końca a potem przez Jaroszowice wokół cmentarza i  powrót do centrum Wadowic to też ponad 20 kilometrów. W sam raz na godzinkę odstresowania się od telewizora czy komputera. A przecież można jechać wokół Zawadki, potem do Choczni i dalej do Kaczyny. To już grubo ponad trzy dychy. Potem to samo i dalej do Andrychowa przez Wieprz i Zator nad cudną Wiślaną Trasę Rowerową do Okleśnej, Spytkowic i powrót wzdłuż tego co pozostało po linii kolejowej nr 103 przez Grodzisko, Woźniki i Witanowice. I już robi się 60 kilometrów fajnej jazdy. Jeśli dodamy po drodze do tego jeszcze wypad na prom to mamy dodatkową dychę. A ukochana Lanckorona to pies? Niecałe 2 kilometry podjazdu pod lanckorońską górę nie jest wcale takie straszne. Powrót do miejsca urodzin św. Jana Pawła II i mamy dystans z Wadowic do Krakowa. A może wypad do Suchej Beskidzkiej i powrót przez Zembrzyce i nową drogą wokół jeziora, Stryszów i Łękawice. Też 50 kilometrów. To wszystko i wiele innych przetestowałem na własnej skórze, robiąc w  ubiegłym roku prawie 1300 kilometrów w ciągu niecałych 4 miesięcy.  Wyczynowcy na kolarkach w tym momencie pewnie zaśmieją się, bo tyle "wypedałują" w 3 tygodnie w 8 wyjazdów, ale to przecież jazda czysto hobbystyczna i zupełnie amatorska, sprawiająca jednak sporo frajdy. Warto przy tym dodać, że i tak dla sporej ilości osób z waszego otoczenia zazwyczaj nieosiągalna... A przecież malownicza Pszczyna, Międzybrodzie, Osiek, Myślenice czy Chabówka czekają... ;)

Możliwości jest całkiem sporo, wystarczy odpalić Google Maps, mapę papierową regionu czy po prostu siąść na siodełko i jechać gdzie oczy poniosą. Niestety jazda po naszych drogach, szczególnie krajówkami nr 28, 44 czy 52 wiążę się z ryzykiem. O ile kierowcy samochodów osobowych w większości przypadków zachowują się przyjaźnie, omijając nas na dwóch kółkach ze sporym dystansem, problemem są niestety czasami kierowcy ciężarówek i ciągników siodłowych z naczepą. Jeden czy dwóch na dziesięciu ma w dupie rowerzystów i przejeżdża praktycznie na styk. Jeśli cię nie potrąci to przeważnie spory podmuch zachwieje tobą, co oprócz niezbyt estetycznych przeżyć, może  się zakończyć również np. mało przyjemnym wylądowaniem w rowie. A to jedna z bardziej optymistycznych wersji spotkania z takim bucem. Warto o tym pamiętać i uważać, korzystając z krajówek wtedy, kiedy tylko musicie. Sporo odcinków ma w naszym regionie całkiem wygodne i szerokie pobocza (np. krajówka z Wadowic do Suchej) i to właśnie z nich w takich przypadkach polecam korzystać. Powiatówki i drogi gminne już nie są takie niebezpieczne, ale zawsze warto mieć jednak oczy dookoła głowy. Innym sposobem uniknięcia tego rodzaju smutnych przeżyć jest z kolei jazda po ścieżkach w lesie, praktykowana przez kilku moich znajomych, ale do tego trzeba już mieć zarówno niezły rower jak i dużo lepszą kondycję...

Na rower przyda nam się też ubranie: koszulka i bielizna termoaktywna, cieplejsza bluza i jakaś kurtka, względnie czapka i w miarę wygodne buty. Ja mam takie kupione do biegania ;) Warto mieć też rękawiczki i okulary przeciwsłoneczne, nawet nie tyle przed ochroną przed słońcem, ale... przed owadami, które wkrótce również zaczną cieszyć się aurą. O ile jazda z otwartą buzią może okazać się co najwyżej nieapetyczną, to już z muchą czy komarem w oku czasami robi się zupełnie niewykonalna... Dobrym pomysłem jest kurtka przeciwdeszczowa, o czym boleśnie przekonałem się kiedyś przy letniej burzy, kiedy do schronienia się w przytulnej kawiarni lakcorońskiego rynku zabrakło mi dosłownie 3 minut... Człowiek uczy się na błędach, niektórzy wożą też ze sobą klucze rowerowe i łatki, mi się jeszcze na szczęście nie zdarzyło, ale w przypadku przebicia dętki, odległość 70 czy nawet 30 kilometrów od domu zaczyna być pewnym problemem... No i nie warto oszczędzać na oświetleniu, nie tyle ze względu na mandat, ale na to o czym przekonamy się przy pierwszym powrocie po ciemku z dalszej trasy, żeby daleko nie szukać, np. drogą przez Witanowice...

Niektórzy lubią jeździć w towarzystwie, ja raczej sam, wtedy przydaje się muzyka i słuchawki, najlepiej takie, które nie izolują całkowicie przed dźwiękami z zewnątrz (patrz akapit o kierowcach osobówek, ciężarówek i ciągników siodłowych z naczepą...). Najlepiej nieco energetyczniejsze dźwięki. Jakby kogoś interesowało przy czym ja jeżdżę, to w swojej "rowerowej" playliście mam m.in. płyty Lao Che, Noviki, Kalibra 44, Prince, Taco Hemingwaya, Underworld, Pink Floyd, Daft Punk, Piotra "JazzCata" Pacyny (jak i całkiem sporo innej, pochodzącej ze sceny komputera Amiga muzyki), Fisza jak i moich ukochanych Beatlesów. Kwestia gustu zatem.

Jedną z fajniejszych rzeczy przy jeździe na rowerze są programy mierzące aktywność i to raczej nie ze względu na możliwość pochwalenia się pokonanym dystansem na Facebooku...  Ja używam Endomondo na iPhonie SE (który ma bardzo energooszczędną wersję  GPS, pozwalającym na 5-6 godzinne używanie bez specjalnego drenażu baterii, w przeciwieństwie do iPhona 5S i niższych, które używałem wcześniej i przy których musiałem posiłkować się czasem dodatkowym power bankiem). Nie tylko bardzo dokładnie zapamięta Twoją trasę korzystając z GPS i sieci komórkowej, ale też nawet w darmowej wersji zarchiwizuje takie dane jak średnie czy maksymalne tempo, prędkość, nawodnienie, ilość spalonych kalorii czy minimalną i maksymalną wysokość. Również z iPhona słucham muzyki (patrz akapit o playliście...) co jest po prostu wygodne i używam do tego jednego urządzenia. Aplikacji jest zresztą sporo, ale jakoś Endomondo spełnia moje wszystkie potrzeby. To też więc kwestia gustu, bo inni rowerowcy mogą doradzać coś zupełnie innego. Dodam, że mam też prosty zegarek Garmina, który potrafi eksportować dane do Endomondo, więc na upartego nie potrzeba nawet smartfona.

Najbardziej przydatną rzeczą dla mnie w Endomondo jest... opcja utworzenia rywalizacji, gdzie można ustalić termin, sport i np. ilość przejechanych kilometrów. W ubiegłym roku razem z kolegą Rafałem wzajemnie motywowaliśmy się pobijaniem własnego lenistwa i ilości wyjeżdżonych kilometrów właśnie. Ostatecznie wygrał ze sporą nadwyżką w stosunku do mnie, ale często jego rosnący słupek kilometrów powodował również i moją aktywność. Można utworzyć swoją rywalizację w gronie znajomych, czy dołączyć do istniejących, wszystko wedle uznania i możliwości. W tym roku w kilka osób rozpoczęliśmy taką 1 marca i całkiem miło nam się pedałuje. Nie chodzi oczywiście o nagrodę (symboliczny czteropak) ale samą frajdę z jeżdżenia i właśnie z wzajemnej motywacji. Polecam!

 

Co jeszcze? Jeżdżąc na rowerze po naszej okolicy zobaczysz rzeczy, których nigdy nie zaobserwowałbyś jadąc samochodem. Ba! W ogóle byś ich nie zobaczył, bo nie wybrałbyś się tam pieszo, bo za daleko. A to ciekawą architekturę, starą kapliczkę, nietypowego zwierzaka czy ptaka, a to zabytkowy samochód. Warto też dodać, że swój pozna swego i rowerzyści napotkani na trasie są przyjaźni i często witają się skinięciem głowy czy przybiciem piątki. Miła sprawa.

To co, namówiłem? ;)



(Marcin Guzik)

NAPISZ DO NAS: kontakt@wadowiceonline.pl

Ostatnie artykuły z kategorii Hobby:

Piknik i rajd rowerowy jako symboliczne otwarcie nowej ścieżki na zaporę

Harcerze przywitali wiosnę rajdem "Na Szlaku do Kamieni Nieskończoności"

W pierwszy wiosenny weekend ruszyła wadowicka tężnia

Wadowicki Klub Scrabble zaprasza na spotkanie inauguracyjne

Klub Podróżnika. Tym razem Dorota Szparaga i Via Alpina Red Trail